Czarny kotek nazwany zwyczajnie Kiciusiem wylegiwał się w gorące, sierpniowe popołudnie na parapecie okna ogromnego pokoju, w ogromnym mieszkaniu. Wspominał leniwie wczorajsze przeżycia - ojej, ojej, jaki był chory! To, chyba, dlatego, że trochę był za bardzo ciekawski. Obiecał sobie, że od dzisiaj będzie grzecznym i mądrym kotem-jest już przecież dorosły. Zamruczał całkiem zadowolony z podjętej decyzji.
Równo rok temu zjawił się w tej dziwnej, nie kociej rodzinie całkiem niespodziewanie - spadł z nieba (a może z dachu?). Pani Niekotka, pan Niekot i ich mały synek bardzo pragnęli mieć ciepłe, mruczące futerko. I stał się cud-ich marzenie spełniło się! Któregoś niedzielnego popołudnia podczas rodzinnego spaceru przy starym, pustym budynku zturlał się z dachu w ręce Pana Niekota ich wymarzony Kiciuś.
Malutka, czarna, drżąca ze strachu kuleczka wtuliła się w dłonie wygodne, jak łóżeczko i zamruczała cichutko.
Nasz Kiciuś poczuł bezpieczne, rodzinne ciepło. W domu u Niekotów znalazł pierwsze, wygodne kocie spanko. Pani Niekotka wyścieliła pudełko po butach miękkim, kolorowym materiałem. To było bardzo milutkie łóżeczko, lepsze niż dłonie pana Niekota. Synek Niekotów przyniósł małą butelkę z mlekiem i przez smoczek karmił naszego kociego niemowlaczka.
Czarna kuleczka rosła, jak na drożdżach i czuła się świetnie w tej rodzinie, gdzie zawsze można było przytulić się do ciepłych nóg pani Niekotki, pomruczeć na kolanach pana Niekota i podokazywać z synkiem Niekotów. Synek miał bardzo dużo pomysłów, więc zabawy były ciekawe a przy tym Kiciuś uczył się kociego życia. Szalejąc z pluszową myszką, czy skaczącym gałgankiem ćwiczył zwinność. Rozpoznawał już świetnie wszystkie meble i sprzęty w mieszkaniu. Poruszał się po nich elegancko i cicho.