Rodzina Niktoludków
Przeprowadzka

        Puk, puk - Kto tam? - Nikto. Jak, to nikto, jeśli puka. To nikto...nikto...Niktoludki pukają. Acha, to wy przyjaciele z naszej krainy Małoludków. Proszę, wejdźcie.
        I drzwi się otworzyły. Stał w nich orzeszek w zielonym kapelusiku i machał czerwoną walizką. Zapraszał on swoich rodaków do środka.
        Orzeszek był tak na prawdę starszym, okrąglutkim Małoludkiem, który po zakończeniu pracy i zdobyciu wieeelu doświadczeń wracał wreszcie do swojej ojczyzny. Na jego miejsce wprowadzała się rodzina przybyłych tu właśnie Niktoludków.
        I tak wchodzili po kolei: Niktoludek - tata, Niktoludka - mama, Niktoludzik - synek i Niktoludzia - córeczka. Wszyscy oni jak przystało na Małoludków byli maleńcy, podobnie jak ten, który się wyprowadzał a wyglądał, jak okrągły orzeszek.
        Po krótkim pożegnaniu z gospodarzem mieszkania rodzina Niktoludków rozpakowała część swoich rzeczy.
        I tak, Niktoludek rozpakował swój zielony kuferek, z którego wyjął parę srebrnych bucików i mały, nowoczesny komputer.
        Niktoludka wysypała swoje śliczne drobiazgi z torebki. Jak na elegancką mamę przystało jej torebka złota, w czarną kratkę była duża i piękna.
        Niktoludzik zdjął z ramion biały plecak i… I aż się zachwiał. W plecaku było mnóstwo ciężkich skarbów. Spojrzał do środka, sprawdził czy są wszystkie. Ale ich nie rozpakował.
        Niktoludzia nie miała żadnego bagażu, ale nosiła czerwoną czapkę w szpic a w niej miała kieszonkę - skrytkę. Wyjęła tylko różowe, szklane serduszko i coś jeszcze, ale schowała to coś z powrotem do czapki.
        Nowy domek a raczej mieszkanko składało się z trzech pokoi, kuchni i łazienki. Było puste, bo zgodnie ze zwyczajem nowi lokatorzy z krainy Małoludków musieli wszystko od początku zdobyć i urządzić sami.

        Dla Niktoludzi i Niktoludzika była to ich pierwsza szkoła - szkoła życia.
Tatusiu, dlaczego nie ma nawet łóżeczka w moim pokoju - pytała zdziwiona córeczka .-Widzisz moja mała, my musimy, jak przystało na mądrych Niktoludków wszystko, wszyściutko sami znaleźć w tym świecie, ale tak, aby zamieszkujące tu Olbrzymy nas nie widziały.
        Niktoludek tłumaczył dzieciom dalej, że codzienne wyprawy do szkoły życia, to jak przygoda. Trzeba sprytnie zbierać różne rzeczy, które nie są już potrzebne Olbrzymom a znajdują się zawsze w b-a-ł-a-g-a-n-k-u.
        - Olbrzymy w żadnym wypadku nie mogą nas odkryć! Jeszcze raz przypomniała Niktoludka. Dzieci spojrzały niepewnie na rodziców. - Dlaczego, Mamusiu? Pisknęła cichutko Niktoludzia. - Dlaczego, tatusiu? Jęknął pytająco jej braciszek.
        Rodzice wyjaśnili swoim dzieciom zasady życia Niktoludków w świecie Olbrzymów. Tak długo, jak będą nieodkryte mogą tu żyć. Im dłużej, tym lepiej. To będzie oznaczało, że im więcej się nauczyły, tym są sprytniejsze, mądrzejsze i dalej mogą uczyć innch w krainie Małoludków.
        Niktoludek nie rozstawał się ze swoim komputerkiem. Był mu potrzebny do porozumiewania się ze swoimi rodakami. Tą drogą dostawał wskazówki od mądrych Małoludków, jak się poruszać w tym obcym świecie.
        Każda rodzina z krainy Małoludków obowiazkowo musiała chociaż raz w życiu przejść taką szkołę życia. Niktoludek i Niktoludka oczywiście mieli już to za sobą. Dzisiaj chcą nauczyć swoje pociechy życiowych mądrości, tak, jak to robią wszyscy rodzice na świecie.

cacanka

Copyright© Danuta Brymerski. Wszelkie prawa zastrzeżone