Beksa, jak na swoje sześć lat był wyjątkowo malutki i chudziutki. Jego blond włosy i niebieskie oczy sprawiały dodatkowo wrażenie, że jest chłopcem miłym, ale pewnie słabym. Tak własnie myśleli wszyscy nowopoznani koledzy. I tu się bardzo, baaardzo mylili! Beksa był zwinny i niezwykle szybki, przecież trenował biegi. Zanim któryś z chłopakow wsiadł na rower- Beksa już po wyznaczonym odcinku przejechał. Bardzo lubił grę w piłkę i nadawał się do tego znakomicie. Nigdy nie stawał na bramce, ale biegał w ataku.
Koledzy z podwórka lubili go, chociaż było dwóch takich, którzy często mu dokuczali- Pękota i Mamot. Beksa nie wiedział, czy to były ich nazwiska, czy przezwiska. Wszystko jedno. Oni byli kolegami, z którymi dochodziło do kosmicznych bitew. Pękota był o głowę wyższy od Beksy, miał czarne włosy i jeszcze czarniejsze oczy. Jego uszy dość pokaźnych rozmiarów wystawały spod czerwonej czapki, z którą nigdy się nie rozstawał. Ona była, jak hełm ochronny Pękoty. Czapka dodawała mu powagi i odwagi. Mamot z kolei był dwa razy tak gruby, jak Beksa. Miał okrągłą, wykropkowaną piegami buzię i rudą czuprynę kręconych włosów.
Od czasu do czasu Pękota i Mamot musieli zdenerwować Beksę. Ich złośliwości, jak np. ukrycie Beksie roweru, albo wypicie truskawkowego napoju, który Beksa dostawał od Mamuli były denerwujące- kosmicznie denerwujace!
Beksa długo myślał, jak tu pokonać tych łobuziaków. Wreszcie wymyślił plan. Najpierw wysmarował swój rower kremem Mamuli- takim bardzo tłustym, chyba do twarzy (dobrze, że mama Ula, czyli Mamula tego nie widziała). Do butelki truskawkowego napoju nasypał soli i pieprzu. Tak przygotowany czekał na chłopaków-rozrabiaków. Wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Przybiegł Pękota i porwał rower Beksy. Jego ręce niemiło lepiły się od tłustego kremu, więc rzucił rower, wyrwał z rąk Mamota butelkę pysznego napoju (Mamot już wcześniej zaopiekował się własnością Beksy) i pociągnął dłuuugi łyk. Mamot nie zdążył posmakować zawartości butelki i był zdziwiony, dlaczego Pękota postawił oczy w słup, albo dwa słupy? Ten okropnie ostro- słony napój gulgotał głośno w brzuchu Pękoty i domagał się natychmiastowego jego opuszczenia.
Pękota z zaciśniętymi zębami, ale nie ze wszystkimi, bo cztery mleczaki mu wypadły a nowe nie urosły- pobiegł do domu. Mamot stał, jakby połknąl kij i nie wiedział, co ma zrobić. Sam bez Pękoty nie był, ani taki odważny, ani taki mądry. Patrzył niepewnie, jak Beksa podniósł butelkę z resztką wspaniałego napoju, przytknął go do nosa Mamota i zapytał niewinnie- może chcesz jeszcze ostrej truskawy?