Beksa marzył o spędzeniu wakacji na obozie sportowym. Niestety, jeszcze był za malutki i narazie wyjeżdżał ze starszym bratem na wczasy pod gruszą do Babci i Dziadka. Tam było fantastycznie. Dom otoczony był ogrodem a i do lasu ze strumykiem niedaleko. Chłopcy z okolicy chętnie bawili się z Beksą, który przecież nie był już płaczkiem, lecz przyszłym sportowcem, więc można się było z nim ścigać na rowerach.
Któregoś dnia w samo południe ustawili się na linii startu, wykreślonej patykiem trzej koledzy: Beksa, Sczczygieł i Lipka. Szczygieł- najwyższy i najsilniejszy miał słomianego koloru włosy i takie też oczy. Lipka, młodszy i mniejszy od pozostałych czarnego jeżyka na głowie zakrywał kowboyskim kapeluszem. Wszyscy trzej postanowili, że ścigają się do kładki przy leśnym strumyku. Wystartowali jednocześnie, ale już po chwili prowadził silny Szczygieł. Beksa dawał z siebie wszystko, ale Szczygieł wyrażnie był lepszy. Stało się jeszcze gorzej. Tuż za Szczygłem podążał Lipka i Lipka zaczął prowadzić!
W pewnej chwili a było to prawie przy mecie Lipka stracił równowagę, kapelusz zsunął mu się na oczy i Lipka wylądował w strumyku. Zadowolony Szczygieł już dojeżdżał do mety, ale nie dojechał, ponieważ wystający korzeń podbił rower i Szczygieł, jako następny w pozycji leżącej pił wodę ze strumyka! Beksa był przekonany, że zwycięży, ale niestety, przestraszył się, gdy spadająca z drzewa szyszka puknęła go w głowę. Puścił kierownicę i dołączył do kolegów w strumyku. Wszyscy trzej byli mokrzy i nieźle upaćkani błotem. Żaden nie dojechał do kładki, więc i nikt nie wygrał. Każdy z chłopców walczył jednak dzielnie. Uznali sami, że jest trzech zwycięzców, chociaż bardzo umorusanych zwycięzców!
Jak się pokażę w tak brudnym ubraniu Babci? Pomyślał Beksa. Postanowił, że sam upierze koszulkę i jeansy. Wrócił do domu, wrzucił do miski jeansy i koszulkę, która była kiedyś biała. Nalał wody i dodał proszku. Uważał, że nie jest to zbyt trudne zadanie. Gdy Babcia wróci do domu nic nie zauważy. Jest bardzo ciepło, więc uprane ubranko założy na siebie i będzie biegał po ogrodzie, żeby szybciej wyschło. Niestety, plan Beksy niebardzo się udał. Koszulka, którą moczył z jeansami stała się plamiasto- kropiasta. Jeansy zrobiły się sztywne. Dusił te rzeczy i płukał, ale wyglądało to źle. Trudno- pomyślał, może, jak ubranka na nim wyschną będzie lepiej. Nałożył mokrą koszulkę szaro-niebieską w ciemne plamy.
Włożył też z trudem mokre spodnie, z których jeszcze kapała woda. W takim niewygodnym stroju biegał po ogrodzie. Babcia pojawiła się szybciej, niż myślał Beksa. Stanęła bardzo zdziwiona patrząc na wnuczka, który podskakiwał szaleńczo i wyglądał, jak fontanna wody. Koszulka była już nie biała, ale w kolorze niedopranego błotka w niebieskie plamy. Właściwie cały Beksa był w tych plamach. Biegając i machając rękami po mokrym ubraniu sam się zafarbował! Babcia nie mogła wypowiedzieć słowa. Oglądając dokładniej Beksę zdjęła z głowy swój mały, srebrny kapelusz i wybuchła śmiechem. To dopiero- kolorowy Beksa! Kolorowy wnuczek!