Rodzina Niktoludków
Urządzamy mieszkanie

         Pierwsze dni w krainie Olbrzymów były bardzo pracowite. Niktoludek z Niktoludzią uczyli się pilnie w szkole życia. Każdego dnia polowanie na b-a-ł-a-g-n-e-k zajmowało mnóstwo czasu. Dzieci zauważyły, że każda wyprawa to nie tylko upolowane skarby, ale i nauka szybkiego ich zdobywania. Po jakimś czasie były już tak dobrymi uczniami, że rodzice obiecali wkrótce zgodzić się na ich samodzielne polowanie.
         Narazie czekało na na nie bardzo dużo pracy w mieszkaniu. Trzeba było urządzić je ładnie i wygodnie. To była również ważna lekcja szkoły życia. Wielka góra upolowanych rzeczy leżała w kącie pod ścianą. Co my mamy z tym zrobić? Pytał sam siebie Niktoludzik. Jego siostra z zaciekawieniem patrzyła na mamę, która świetnie znała się na domowych pracach a szczególnie wiedziała, od czego je zacząć.
         Najpierw wielkie porządki - zarządziła mama i spojrzała znacząco na swojego męża. Niktoludek trzymając dziarsko wielką szczotę zębiskową zabrał się do mycia podłogi. Gdy każdy kącik błyszczał czystością rozpoczęło się wspólne meblowanie mieszkania. I tak na środku największego pokoju stanął plastikowy stół z metalowym, okrągłym stołkiem. Pudełko po kremie i nakrętka od tubki pasty do zębów - ojej, jakie to świetne meble – dziwiła się Niktoludzia. Tata tymczasem przysuwał już następne i następne ostatnio zdobyte sprzęty.
         Dzieci dzielnie pomagały i każde miało swój pomysł na ładne mieszkanko. Niktoludzia kawałkiem zielonej wstążeczki przykryła stół. Jej brat przyciągnął ołówek, który posłużył za wygodną ławkę. Rodzice zrobili kolejno dla wszystkich puchowe spania. Biała watka była miękka i milutka.
         To jeszcze nie koniec. Musimy koniecznie pochować swoje własne Skarby. A do tego potrzebna jest szafa - powiedział Niktoludek. Patrz, tatusiu - pisknęła Niktoludzia, to kartonowe pudełko po herbacie świetnie nadaje się na szafę. Bardzo ładnie córeczko - pochwalił tata. - Widzę, że masz świetne pomysły.

Niktoludzik, trochę z zazdrością popatrzył na siostrę - przecież też chciał się czymś wyróżnić. Wyciągnął, więc ze sterty upolowanych rzeczy kolorowy papierek po czekoladce. Myślę, że to może być ładny dywanik na podłogę - powiedział niepewnie. Mama uśmiechnęła się i pochwaliła synka za dobry gust.
        Wszyscy byli już trochę zmęczeni, ale trzeba było jeszcze schować osobiste skarby w nowej, podzielonej zapałkami szafie.
         Jako pierwszy Niktoludek postawił na najwyższej zapałkowej półce komputerek i srebrne buciki.
         Niktoludka wysypała ze swojej złotej, w czarną kratkę torebki drobiazgi i ułożyła je na niższej półce.
         Niktoludzik nie rozpakował swojego białego plecaka. Wyjął z niego tylko latarkę i wstawił na dół szafki.
         Niktoludzia ze skrytki w czapce wyjęła różowe serduszo i położyła je na półce obok rzeczy mamy. Jeszcze chciała coś wyjąć, ale w ostatniej chwili rozmyśliła się i schowała to coś z powrotem do czapkowej skrytki.
         Wreszcie porządkowanie zakończono i zmęczona rodzina usiadła na ołówkowej ławce. Wszyscy z zadowoleniem oglądali swoje dzieło. W mieszkaniu zrobiło się ślicznie, wygodnie i tak bezpiecznie...
         W pewnym momencie usłyszeli jakiś halas. Ojej! Olbrzymy są w domu!
         Kochane dzieci, to jest następna lekcja - powiedział tata. Narazie nie musimy się niczego bać. W naszym mieszkaniu Olbrzymy nas nie odkryją.
         Niktoludek włączył komputerek i nacisnął czarny guzik. - To się nazywa zaciemnienie, czyli jesteśmy niewidoczni. Dzieci patrzyły zdziwione. To przecież wogóle nie musimy bać się Olbrzymów - powiedziała Niktoludzia. Zawsze można się zaciemnić!
        Niestety, ale nie zawsze, córeczko - dalej wyjaśniała mama. Nie możemy się zaciemnić w trakcie polowania i dlatego musimy pracować szybko i sprawnie.


Copyright© Danuta Brymerski. Wszelkie prawa zastrzeżone